Kazimierz Ogorzałek - przed " Przedwisłoczem " jest przyszłość

Czy stowarzyszenie ma własne plany, projekty?
Tak, oczywiście. Ale przede wszystkim chcemy zorganizować duże spotkanie, jakiego jeszcze nie było, na kilkaset osób, w auli Domu Ludowego. Zaprosimy poprzez sołtysów i działaczy naszego stowarzyszenia mieszkańców, którzy mają różne inicjatywy — w Rzędzianowicach, Podleszanach, Goleszowie, Książnicach, Bożej Woli, Rydzowie i w Woli Mieleckiej. Powiemy sobie: my na tej sali jesteśmy stowarzyszeniem ludzi z inicjatywą i przekażemy bardzo jasno, jakie są nasze zadania, co robimy, które projekty są już na etapie rozpatrywania przez np. starostwo, jakie są potrzeby poszczególnych miejscowości i jak do nas dotrzeć, nawiązać współpracę. Bo jeśli nie będziemy mieć zaplecza kapitału ludzi z inicjatywami, to stowarzyszenie nie przetrwa. Domu Ludowego nie nazywam remizą, bo słowo remiza źle mi się kojarzy. Uważam, że to powinien być klasyczny dom ludowy, nastawiony szczególnie prospołecznie, otwarty dla wszystkich organizacji. Czy się komuś to podoba, czy nie, rzeczywistość się w tym kierunku rozwija. Dzisiaj mogę nie mieć racji, ale jutro, jestem pewny, będę miał.

Kolega z działu sportowego mówił mi, że jest pan fanatykiem sportu.
W 1981 r. osiedliłem się tutaj, bo dostałem tu pracę i mieszkanie w Domu Nauczyciela. Było tu wtedy boisko sportowe z sosnowymi bramkami, na którym pasły się krowy sąsiadów i barany. Nie było ogrodzenia, to była po prostu łąka. Ponieważ jestem po AWF-ie, problemy bazy sportowej były mi znane, więc Władysław Partyka zaangażował mnie do działalności LZS-u Wola Mielecka i oficjalnie zacząłem trenować zespół 1 marca 1982 r. W tym też roku powstała koncepcja rozwoju koła sportowego. Opracowałem dokumentację stadionu sportowego. Pieniądze pozyskaliśmy z różnych źródeł, ludzie niesamowicie dużo pracowali. Boisko, nawet jak na dzisiejsze standardy, jest fachowo wykonane. Był tu piękny kort tenisowy o nawierzchni ceglastej. Wszystko jednak z czasem uległo zniszczeniu. Dzisiaj planujemy zupełnie inny obiekt, pod współczesne potrzeby. Jest już dokumentacja na boisko o sztucznej nawierzchni o powierzchni 30 na 60 metrów, czy li 1800 metrów kwadratowych, przykryte namiotem. To będzie jeden z największych namiotów na Podkarpaciu.
Czy to są na razie tylko plany?
Nie, już podjęliśmy konkretne działania. Złożyliśmy do gminy wniosek o wydanie warunków zabudowy. Zamówiłem też dokumentację. Budowa przebiegać będzie według nowych technologii, którymi posługuje się w Polsce kilka firm. W niedalekiej przyszłości chcemy zrobić kort o nawierzchni tartanowej oraz boisko do piłki ręcznej o takiej samej nawierzchni, też pod namiotem.

To są szalone koszty. Skąd weźmiecie pieniądze?
Nawierzchnia ze sztucznej trawy kosztować będzie około 300 tys. złotych. Stowarzyszenie musiałoby pokryć 20 procent tej sumy, czyli około 60 tys. złotych i to nie są duże pieniądze. Jest również projekt krytej trybuny, z krzesełkami dla 500 widzów. Takie są wymogi bezpieczeństwa i już od V ligi Okręgowe Związki Piłki Nożnej nie chcą wyrażać zgody na rozgrywanie meczów na boiskach, gdzie można odłamać kawałek ławki i walczyć o swoje racje. Kapitałem mojej szkoły jest to, że mamy dwa hektary terenów zielonych pod potrzeby szkoły. To się nieczęsto zdarza. Jest bardzo mało powierzchni zabetonowanej. Mamy tu też miejsce na basen i myślę, że jego budowa za jakiś czas stanie się całkiem realna. Pieniądze na takie cele są w Unii, tylko trzeba je pozyskać, a to wcale nie jest takie trudne.

Czy jest pan jeszcze trenerem?
Od dwóch lat już nie. Teraz jestem wiceprezesem klubu Start Wola Mielecka. Ale nie bawię się w działacza, bo sam nadal czynnie uprawiam sport, biegam, gram w siatkówkę.

Z informacji, jakie zebrałam wynika, że pana szkoła ma interesujące osiągnięcia.
Pracując przez 10 lat w Kuratorium Oświaty poznałem wiele ciekawych inicjatyw. Gdy przyszedłem do tej szkoły, moją ambicją było, by wszystko, co najlepsze przenieść na jej grunt. Przeniosłem program Matematyka 2001. Wprowadziliśmy nauczanie zintegrowane, czyli nauczanie bez dzwonków. Języka angielskiego w klasach I - III uczymy już od 1999 r. Ponadto powstał program komputeryzacji szkoły. W 1997 r. w szkole nie było ani jednego komputera. Dziś mamy ich dwukrotnie więcej niż nauczycieli. Wielu naszych uczniów odnosi sukcesy w konkursach przedmiotowych, interdyscyplinarnych, a także sportowych.

Pokazał mi pan coś, co jest marzeniem wielu dyrektorów szkół - klasę do zajęć multimedialnych, w której zainstalowanych jest 28 komputerów.
Do celów dydaktycznych mamy 22 komputery Macintosh oraz 43 PC. W Unii Europejskiej jest taki wskaźnik - jeden komputer na 10 uczniów, to jest standard. A u nas na 447 uczniów jest 65 komputerów, czyli mamy 1,45 komputera na 10 uczniów. Wszystkie nasze komputery pracują w sieci, w Neostradzie 4000 kB na sekundę, a od tygodnia już dysponujemy urządzeniem DSL, czyli będziemy mieli trzy własne numery IP i w związku z tym przygarniemy wszystkie organizacje działające w Woli Mieleckiej ze swoimi stronami na serwer.

Jest pan też informatykiem.
Nie chwalę się tym, bo jestem i czuję się humanistą, ale studia podyplomowe ukończyłem z informatyki. Uczyłem kiedyś informatyki, teraz doglądam tylko i zabiegam o to, by ta baza była nowoczesna. Cieszę się z Macintoshy, bo dla naszych absolwentów nie będzie kiedyś kłopotliwym pytanie pracodawcy jaki system komputerowy potrafi obsługiwać.
Dziękuję za rozmowę

źródło: Gazeta lokalna Wydarzenia