Ochalik Władysław, Nie mam nic na sumieniu

Odsłony: 5308

Po 20 latach rządzenia gminą niektórzy mieszkańcy chętniej widzieliby pana na zielonej trawce niż w urzędzie. Zarzucają panu niegospodarność i, pomimo sporego doświadczenia, brak myślenia na miarę XXI wieku.


- Takim głosom nie ma co się dziwić, bo rzeczywiście jestem długo wójtem i komuś moja twarz mogła się znudzić. Mówi się trudno. Mam wiele sukcesów na koncie. Zastałem gminę z kiepską infrastrukturą. Teraz jest lepiej. Podejmuję różne decyzje, czasem takie, które nie dla wszystkich są korzystne. Niemniej jednak trzeba zawsze działać zgodnie z literą prawa. Uważam, że tak robiłem i będę robił nadal. Gmina ma wizję.

Tyle tylko, że ta wizja jest różna, nieraz diametralnie, od tej, jaką widziałoby część radnych i mieszkańców gminy.
- Ale przecież Rada Gminy też przedstawia kierunki działań, a ja jestem wykonawcą uchwał. Problem w tym, że każdy radny patrzy przez pryzmat swojej miejscowości. A trzeba patrzeć kompleksowo na całą gminę. Jest program, który realizujemy. Mamy inwestycje. Bardzo trudne, które budzą wiele emocji. W takich sytuacjach potrzebna jest pomoc i radnych, i samorządów wsi. To nie tak jak dawniej, że wystarczyła decyzja administracyjna. Przykładowo dziś nie można zbudować wałów, bo mieszkańcy nie wyrażają zgody na sprzedaż ziemi. My mamy podobne problemy z kanalizacją.

Skoro zaczął pan o inwestycjach - to właśnie przy nich pojawiają się zarzuty pod pańskim adresem. Przykładowo sprawa kładki z Mielca do Podleszan. Decyzja o budowie nowej przeprawy jak najbardziej słuszna. Tylko problem w rym, że ta konstrukcja, którą pan zafundował mieszkańcom, dla wielu z nich jest bublem, a zarazem przejawem niegospodarności.
- Nie nazywałbym jej bublem. W czasie, kiedy nie było pieniędzy, podjęliśmy decyzję, że będzie to tania inwestycja. Były różne koncepcje, najpierw miała to być wąska kładka na linach. Jednak w związku z tym, że pojawiła się szansa na pomoc wojska przy wykonaniu kładki, powstała taka przeprawa, jaka powstała, ale bardzo tania. Za 1,2 min zł mamy kładkę o długości 170 metrów. To zadanie jest zrobione trzykrotnie taniej, niż mogłoby być.

Ale niestety pojawiają się krytyczne uwagi.
- Oczywiście. Zapewne sprawa przejazdu samochodów. Chcemy do niego doprowadzić. I doprowadzimy. Ale wcześniej w Podleszanach trzeba zrobić odpowiednią drogę, chodniki, bo już teraz daje się zauważyć niezadowolenie mieszkańców. Protestują zresztą i mielczanie z
ul. Rzecznej. Opracowaliśmy stosowny projekt i złożyliśmy wniosek na 1,5 min zł, chcąc skorzystać z funduszy unijnych. Po wykonaniu tego zadania jest możliwość puszczenia ruchu samochodowego.

Mówi pan o ruchu samochodowym, ale przecież ta kładka ugięła się pod własnym ciężarem. Strach pomyśleć, co będzie, gdy pojawią się na niej samochody.
- Rzeczywiście masy bitumicznej jest dużo na kładce. Metalowa konstrukcja przęsła o długości 40 metrów nieco się ugięła, ale można to jeszcze zniwelować; poprzez dodatkowe
podpory i zmniejszenie długości przęsła do 30 m. Poza tym istnieje możliwość zawieszenia ażurowego przejścia dla pieszych, a kładka jest przygotowana pod sygnalizację świetlną dia ruchu wahadłowego.
Materiały do budowy kładki były co prawda z odzysku, ale z aktualnymi badaniami wytrzymałościowymi wykonanymi na zlecenie gminy przez Politechnikę Rzeszowską.

Wróćmy do tego wygięcia. Może to kwestia użytych materiałów. Padają sugestie, że zamiast nowych elementów używano złomu.
- Materiały były co prawda z odzysku, ale z aktualnymi badaniami wytrzymałościowymi wykonanymi na zlecenie gminy przez Politechnikę Rzeszowską.

Są tacy, którzy twierdzą, że te elementy nie nadawały się na przeprawę.
- Dlaczego miały być niedobre. Są zespawane, a każdy spaw był sprawdzany. Jest dziennik budowy, jest książka spawaczy, był inspektor nadzoru.

A propos pracowników, ponoć most spawał tylko jeden spawacz z uprawnieniami.
- Jeden? Jest historia spawania, posiadamy całą dokumentację,, która jest dostępna. Przecież gdyby coś było. nie tak, inspektor by się pod tym nie podpisał. Zleciliśmy dodatkową ekspertyzę środkowego przęsła, które się ugięło i budzi tyle kontrowersji. Być może trzeba będzie wzmocnić kładkę dodatkowymi dwoma podporami. To będzie gwarant bezpiecznego przejazdu.

A co z rurami z odzysku zakopywanymi w ziemię.
- Rury zabite w ziemię są traktowane jako szalunki, w nie włożono zbrojenie i zalano betonem.

To nie wszystkie kontrowersje. Autor listu, który dotarł do naszej redakcji, pisze, iż prace, które rozpoczęto we wrześniu 2006 były prowadzone bez projektu, bez uzgodnień, a pozwolenie na budowę gmina otrzymała pod koniec roku.
- Tak, prace przygotowawcze rozpoczęto we wrześniu na terenie dawnego SKR w Podleszanach, poza terenem przeprawy. Polegały one na zabezpieczeniu antykorozyjnym zakupionych elementów konstrukcji nośnej kładki. Roboty wykonywało wojsko, był kierownik budowy, byli inżynierowie. Budowa przeprawy przez rzekę Wisłokę rozpoczęta została po uzyskaniu pozwolenia na budowę. To było takie szybkie działanie. Był nacisk społeczny na przeprawę przez Wisłokę, gdyż ruch pieszych i rowerzystów był tam duży.
Przyznaję - żałuje podjętej wówczas decyzji, bo trzeba było ogłosić przetarg, który wygrałaby profesjonalna firma, zapłacilibyśmy 5 min zł i nie byłoby tyle kontrowersji wokół tej sprawy.

Panie wójcie, a czy wówczas, gdy zapadła decyzja o rozbiórce starej kładki, nie trzeba było się dogadać być może z prezydentem Mielca, być może ze starostą i wybudować most, po którym mogłyby przejechać samochody przynajmniej do 3,5 tony?
- Ale wówczas taki most musiałby powstać w nieco innym miejscu.

Ja wcale nie mówię, że w rym samym miejscu, gdzie jest kładka.
- Dzisiaj łatwiej wyrazić taką opinię. Być może trzeba było zrobić objazd gęstej zabudowy na Zawierzbiu i w Mielcu i wybudować taki most? Bo dzisiaj aż się prosi, żeby Mielec miał drugi most.
Żałuję podjętej wówczas decyzji, bo trzeba było ogłosić przetarg, który wygrałaby profesjonalna firma, zapłacilibyśmy 5 min zł i nie byłoby tyle kontrowersji wokół kładki. Być może trzeba było zrobić objazd gęstej zabudowy na Zawierzbiu i w Mielcu, i wybudować most? Bo dzisiaj aż się prosi, żeby Mielec miał drugi most.

Zabrakło więc perspektywicznego myślenia.
- W tamtym czasie akurat tak myślano, a nie inaczej. Dzisiaj w inny sposób podeszlibyśmy do sprawy. Ale zapewniam, że ta przeprawa spełni jeszcze swoją rolę.

Pan zapewnia, ale do tej pory nie ma odbioru budowlanego tej inwestycji, a więc teoretycznie nie można korzystać z kładki.
- Panie redaktorze, cały zakres wykonanych robót został odebrany. Jednak ze względu na ugięcie przęsła nurtowego zleciłem wykonanie ekspertyzy, żeby mieć pewność, że konstrukcja jest bezpieczna i żeby te wszystkie dywagacje poucinać. Jeśli jednak będzie zalecenie wzmocnienia przęsła, to tak zrobimy.

Mówi pan, że nie było środków na budowę kładki z prawdziwego zdarzenia przez specjalistyczną firmę. Są tacy, którzy twierdzą, że pieniądze były, tylko trzeba było je wcześniej rozdysponować do wszystkich sołectw, bo akurat był rok wyborczy.
-Wie pan co? Rok wyborczy jest co 4 lata i nigdy nie zwracałem na to większej uwagi. Gdziekolwiek byłem na spotkaniach, to mówiłem o inwestycjach dla całej gminy, ą nie dla konkretnych miejscowości. Z drugiej strony trzeba także pamiętać, że każda wioska, ma swoje potrzeby, a ostateczna decyzja co do ich realizacji należała do Rada Gminy.

Poza kładką, to zapewne kanalizacja Woli Mieleckiej spędza panu sen z oczu. Po prostu koszmar. Ludzie nie szczędzą panu gorzkich słów.
- Zbieram cięgi za tę inwestycję, ale wykonawcę wybrano w drodze przetargu. Firma była najtańsza, miała dobrą opinię i robiła już tego typu prace. Wykonawca trafił jednak na ciężki teren. Dokumentacja była wykonana 5 lat temu i w tym okresie nastąpiły pewne zmiany w zagospodarowaniu poszczególnych posesji. Ludzie mający zadbane podwórka, gdy zobaczyli, jak ogromne są wykopy, nie godzili się na pustoszenie posesji. Trzeba było robić obejścia i automatycznie wydłużać kolektory sanitarne. Stąd komplikacje i zwiększenie głębokości wykonywanych wykopów. Wykonawca nas zawiódł, ma trudności z odwodnieniem i terminowym zakończeniem inwestycji. Za niedotrzymanie terminu naliczone zostaną kary umowne. Na przyłącza do domów zostanie rozpisany przetarg i ufam, że obecna firma nie weźmie w nim udziału.

Nie trzeba było zrezygnować z tej firmy? Termin ukończenia prac przesuwał się kilkakrotnie.
- Obecnie firma ma termin do 15 października. Ma się rozliczyć, wszystko zinwentaryzować. Kończymy ten etap prac.

To, że firma wkopuje rurę pod złym kątem, dobrze o niej nie świadczy.
- Trudno mi się ustosunkować do tych zarzutów. Firma ponosi odpowiedzialność za realizację zadania, a ja nie mam wpływu na to, jakich zatrudnia fachowców. Odbiór końcowy prac pozwoli ocenić, jak zadanie zostało wykonane.

Mówił pan, że ludzie wyrazili zgodę na wejście w posesje, ale opowiadano mi, że zgadzali się słownie, a później ktoś zapomniał zebrać stosownych podpisów.
- Nieprawda, przed wejściem w teren wszyscy podpisali zgodę. Zdarzały się natomiast sytuacje, kiedy mieszkańcy nie zgadzali się na roboty na własnych zadbanych posesjach i trzeba było robić obejścia.

Niektórzy zarzucają panu brak wyobraźni przy planowaniu objazdu w Woli Mieleckiej, gdzie remontowany jest most na drodze do Przecławia.
- To inwestycja powiatu, a ja, chcąc pomóc mieszkańcom, podjąłem decyzję o zorganizowaniu dodatkowego, krótszego objazdu od tego, który został zaplanowany przez Rydzów. W związku z tym uruchomiliśmy drogę zastępczą. Rada Gminy zaakceptowała to działanie. Nikt nie przewidział, że ruch będzie tak duży i że wystąpią tak długotrwałe opady deszczu.

A co z parkiem przemysłowym w Woli Mieleckiej? Brakuje dróg dojazdowych.
- Obecnie rozmawiamy z mieszkańcami. Plan dróg dojazdowych został zlecony geodecie. Poza tym trzeba wyznaczyć drogi wewnętrzne obejmujące obszar 17 hektarów. Musimy wykonać uzbrojenie terenu. Tematyka dotycząca parku przemysłowego w Woli Mieleckiej była przedmiotem obrad sesji Rady Gminy.

Skoro jesteśmy przy areałach na Woli Mieleckiej - robi pan coś w tzw. sprawie Ruckiego. Dla nie wtajemniczonych wyjaśnijmy, że jest to człowiek, który blokuje gminie sprzedaż działki za 3,4 min zł.
- Rzeczywiście jeden z oferentów daje wspomnianą kwotę. Pan Rucki odwołał się, gdyż twierdzi, że jeździł tamtędy do wyrobiska gliny, złożył również wniosek do Sądu Rejonowego w Mielcu o stwierdzenie, że nabył na własność część działek przez zasiedzenie. Obecnie sprawa jest w sądzie. Ze swej strony sprzeciwiamy się temu wnioskowi i gromadzimy niezbędne materiały, z których wynika, że nie było żadnego obciążenia tych działek przejazdem. Liczymy, że sąd podejmie decyzję w tej sprawie w najbliższym czasie i że będzie to decyzja korzystna dla gminy. Nadal mamy zapewnienie inwestora, że po wyjaśnieniu sprawy chętnie podpisze się pod aktem notarialnym na zakup tej ziemi.

Jeden z moich rozmówców stwierdził, że po tych 20 latach rządzenia traktuje pan gminę jak własny folwark. Mówił, że jednym robi pan drogi, a innym nie, choć się o nie zasadnie upominają. Kolejny przykład to ostatnia droga w Chorzelowie za Ankolem.
- I co, pewnie mówią, że zrobiłem drogę dla. moich dzieci.

Dokładnie takie sformułowanie usłyszałem i do tego, że nieomal w szczerym polu.
- W jakim szczerym polu? Przecież są tam zabudowania. Droga była robiona zgodnie z harmonogramem. Nikt też nie mówi, że jest tam masa pól uprawnych. A rolnikom dobra droga się nie należy? W przyszłości będą tam tereny budowlane. Poza tym dróg w gminie zrobiliśmy dużo.

Części z tych spraw, o których rozmawialiśmy, przypatruje się Prokuratura Rejonowa w Kolbuszowej. Występują też podejrzenia o nieprawidłowościach przy przetargach i dzierżawie działek.
- Prokuratura rozpatruje sprawy handlu działkami. To ja niby miałem handlować gminnymi działkami i niezgodnie z prawem przeprowadzać przetargi. Były w urzędzie kontrole NIK-u, RIO i żadnych zarzutów nie potwierdziły. Uważam, że nie potwierdzi ich prokuratura, bo nie handlowałem mieniem komunalnym. Wszystko jest do sprawdzenia.

Nie chodzi tylko o przetargi i działki. Sprawa jest wielowątkowa. Ale pan nie sprawia wrażenia osoby, która by się przejmowała całym tym śledztwem.
- Nie mam nic na sumieniu. Jestem długo wójtem, podejmowałem mnóstwo decyzji i dlatego narosło wokół mnie tyle podejrzeń. Ci, skarżący mnie, szukają sposobu na mnie i podsyłają prokuraturze różne wątki.

To ja niby miałem handlować gminnymi działkami i niezgodnie z prawem przeprowadzać przetargi. Były w urzędzie kontrole NIK-u, RIO i żadnych zarzutów nie potwierdziły. Uważam, że nie potwierdzi ich prokuratura, bo nie handlowałem mieniem komunalnym.

I nadal chce się panu pełnić funkcje wójta? Po tych wszystkich podejrzeniach, oskarżeniach wysuwanych pod pańskim adresem?
- Mam jeszcze sporo do zrobienia w gminie.

Czyli wystartuje pan w wyborach za dwa lata?
- Panie redaktorze, to jeszcze dwa długie lata.

A gdyby dziś pan musiał podejmować decyzję?
- Zawsze byłem blisko ludzi i ich spraw, i miałem ich poparcie.

Tyle, że teraz ponoć coraz mniej osób wierzy w pańskie obietnice.
- Jeśli nawet którejś z obietnic nie udało się zrealizować, nie. zawsze wynikało to wyłącznie z mojej winy.

Dziękuję za rozmowę.

Z wójtem gminy Mielec Władysławem Ochalikiem rozmawiał Krzysztof Babiarz


Prokuratura interesuje się wójtem

Od dłuższego czasu nad Władysławem Ochalikiem, wójtem gminy wiejskiej Mielec, gromadzą się czarne chmury.

A to Rada Gminy rozpatruje skargi na działalność włodarza, a to kontrole prowadzi Najwyższa Izba Kontroli, to znów dokumenty sprawdza Regionalna Izba Obrachunkowa, a postępowanie sprawdzające w sprawie niegospodarności wójta i pracowników Urzędu Gminy prowadzi Prokuratura Rejonowa w Kolbuszowej. Na dokładkę mieszkańcy gminy złorzeczą na wójta i piszą niepochlebne listy do mediów i prokuratury. Władysław Ochalik uważa się za niewinnego i mówi, że nie ma nic na sumieniu. Czas pokaże czy z tej dużej chmury będzie ulewa, czy też nawet nie pokropi.


Jednym z poruszanych wątków przez prokuraturę jest budowa kładki

Prokuratura Rejonowa w Kolbuszowej prowadzi postępowanie sprawdzające w sprawie niegospodarności wójta Ochalika i innych pracowników Urzędu Gminy w Mielcu. Obecnie jest ono zawieszone, gdyż prokurator czeka na opinię biegłego z zakresu nadzoru budowlanego.

Kładka, przetargi, działki
- Sprawa dotyczy lat 2005-2006 i jest bardzo zawiła ze względu na swą wielowątkowość – informuje prokurator Irena Mazurkiewicz – Kondrat, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu. - Ogólnie chodzi o niewłaściwe gospodarowanie finansami gminy przez wójta. W sprawie pojawia się między innymi wątek kładki na Wisłoce łączącej Mielec z Podleszanami, nieprawidłowości przy przetargach i dzierżawie działek – dodaje.
Do kolbuszowskiej prokuratury podsyłane są w dalszym ciągu nowe tematy, które mają świadczyć o niegospodarności włodarza. Problem w tym, że dane osobowe widniejące w podpisach pod pismami nijak mają się z rzeczywistością. To przedłuża i komplikuje postępowanie. Prokurator musi zajmować się tymi pismami, a później okazuje się, że są to anonimy. - Prokurator prowadzący postępowanie planuje zakończyć je pod koniec obecnego roku – informuje rzecznik tarnobrzeskiej prokuratury.

Wójt: niepotwierdzone zarzuty
Władysław Ochalik nie sprawia wrażenia osoby, która przejmowałaby się zbytnio trwającym postępowaniem.
- Nie mam nic sobie do zarzucenia. Wszystkie sprawy były prowadzone zgodnie z literą prawa. Wszystko jest udokumentowane. Straszono mnie już Centralnym Biurem Antykorupcyjnym, a w urzędzie mieliśmy już różne kontrole. Przez dwa miesiące dokumenty sprawdzał NIK-owiec, było RIO i żadnych zarzutów nie potwierdzono. Prokuratura też nie potwierdzi, bo nic nie mam na sumieniu – komentuje całą sprawę włodarz, który uważa, że pewne osoby szukają na niego „haków”. - Szukają sposobu na mnie i podsyłają prokuraturze różne wątki – dodaje.

Krzysztof Babiarz
Gazeta KORSO


List czytelnika, O laniu wody i budowie mostów,

(...) Stan techniczny kładki Podleszany-Mielec, stwierdzony na początku 2006r., groził w każdej chwili zawaleniem. Nie konserwowane liny utrzymujące konstrukcje na pylonach zgniły całkowicie.
I chwała Wójtowi Ochalikowi, bo w końcu rozebrał rupieć i zdecydował wybudować most, czyli coś, co przystoi w XXI wieku. Na sesjach Rady Wójt zapewniał, że wszystko idzie dobrze, że ma super certyfikowane materiały, projekty, pozwolenia i już za chwilę miał zakończy roboty, i obiekt oddać do użytku. Terminy przedłużały się, a obietnice wójtowe z uwagi na wybory samorządowe, w których startował, rosły dalej i dalej, jak nos u Pinokia.
Tymczasem paskudni oponenci, którzy tylko potrafią nasikać do mleka, co i raz podnosili, że pewnie projektu nie ma, uzgodnień nie ma, a jak są, to nie realizowane, pozwolenia nie ma (pojawiło się pod koniec 2006r.), miejsce super certyfikowanych materiałów zajmują materiały z rozbiórki, nabyte w jednej z miejscowych firm złomiarskich. Zabito w ziemię rury, jakby rodem z likwidowanego Siarkopolu. Troszkę też konstrukcję podniesiono, bo projektant coś jakby nie doczytał, że most powinien wisieć na wysokości wałów. Ponoć projekt konstrukcji był poprawiany min. po to, by dostosować go do realiów materiałowych. Na szczęście jest taka instytucja, jak Regionalna Dyrekcja Gospodarki Wodnej w Krakowie, która uzgadnia i sprawdza, a tym samym chroni przed bezmyślnością i nieszczęściem.

Wojsko budujące most narzekało na brak spawaczy z uprawnieniami. W końcu, zdaje się, cały most pospawał jeden uprawniony spawacz, w co aż trudno uwierzyć. W międzyczasie pojawiały się cuda techniki dźwigowej sprowadzane z dalekiej Europy. Niestety, tuż po dźwigu pojawił się inny cud -most się ugiął! I tak mu, niestety, zostało do dziś. Pan Wójt składał dalsze obietnice (m.in. podczas zebrania wyborczego sołtysa w Podleszanach); ruch samochodowy już za moment i dospawanie do boków konstrukcji przejść dla pieszych, a zaraz wnet przedłużenie konstrukcji do wału po stronie Podleszan, żeby przy wylewach Wisłoki szło się suchą nogą, aleją przez Zawierzbie. Podobno najtaniej jest wybrukować piekło i to zdaje się wyszło najlepiej.
Ludzie zmuszeni potrzebą pędzili po konstrukcjach, kiedy tylko było to możliwe, wspinali się po płytach chodnikowych, dźwigali rowery, byle było bliżej do miasta. Strome podjazdy do mostu przeczą nie tylko normom, ale też zdrowemu rozsądkowi. W razie pojawienia się śliskości dojdzie do niejednej tragedii. Już teraz na słupkach postawionych pośrodku zjazdów kilka osób poważnie ucierpiało.

Konstrukcja (trudno teraz powiedzieć, co to jest i czemu ma służyć) nie ma odbioru budowlanego i dopuszczenia do użytku. Gminni spece tym się nie przejmują. Przyczyną ugięcia dźwigarów jest z pewnością grawitacja. Tego nie da się obejść (to prawo obowiązuje nawet Wójta Gminy Mielec i jego urzędników), ale da się, jako zjawisko przewidywalne, dokładnie wyliczyć (...).
Do wad przeprawy można zaliczyć też brak zabezpieczenia brzegu Wisłoki przed i za konstrukcją, brak oświetlenia (...).

Co spowodowało to nieszczęście? W mojej opinii myślenie włodarzy gminy. Mostów nie da się zbudować, jak remiz tzw. „metodą gospodarczą". Konstrukcje te wymagają bardziej specjalistycznej wiedzy, odpowiednich materiałów, a to kosztuje. Tymczasem, jak słyszałem, jeden z prominentnych radnych ubiegłej kadencji (w tej też zasiada w radzie) miał pomysł, żeby remontować kładkę metodą gospodarczą lub zbudować coś po kosztach, uzasadniając tym, że rok był wyborczy i „w każdej wsi trzeba coś zrobić, żeby radni powchodzili do nowej rady, a nie tylko wszystko w Podleszanach". Rzecz bowiem w jego myśleniu miała służyć Podleszanom.
I tak ruszyło zgodnie z wyborczą logiką, każdemu po trochu (...) Wyobraźnia zamiast mostu rysowała diety i apanaże w następnej kadencji. Ot, czubek nosa najbliższy własnym oczom.
Porzekadło głosi, że szkłem d... nie wytrze, a próba kosztuje, niestety. Zamiast zrobić inwestycje pod potrzeby XXI wieku, śmiałą i nowoczesną, poszerzającą perspektywy rozwojowe wielu miejscowości powiatu mieleckiego leżących po drugiej stronie Wisłoki, zrobiono coś, co nie nadaje się nawet do ruchu pieszych, wydając setki, a może już miliony złotych (...).

Zrobiono inwestycję śmierdzącą niegospodarnością (...) Na miejscu Wójta miałbym zmartwienie, jak zapewnić tej konstrukcji byt do końca obecnej kadencji (...) Wójt zamiast zakończyć przydługawy okres kierowania gminną inwestycją, przy której chciałby stać na pomniku dla potomnych, ukoronował się laurem bylejakości (...).
Przykro mi, ale ludziom z takim myśleniem to tylko szukać miejsca w polityce, ponieważ w realnym świecie na chleb nie zarobią pieniędzy. Żal tylko, że to oni mają władzę. Warto jednak zapamiętać ich. Przyda się przy następnych wyborach.

Czytelnik
źródło - Gazeta Korso