Kazimierz Ogorzałek - przed " Przedwisłoczem " jest przyszłość

Odsłony: 5382

Z Kazimierzem Ogorzałkiem, dyrektorem Zespołu Szkół w Woli Mieleckiej i prezesem Stowarzyszenia Inicjatyw Lokalnych „Przedwisłocze” - rozmawia Halina Radzik


Nie tylko w Woli Mieleckiej uważany jest pan za kogoś, kogo trudno przeskoczyć. Jest pan zawsze krok do przodu. Czy to cecha charakteru czy ambicja?

To chyba charakter. Jestem zodiakalną Rybą, a Ryby są romantyczne, marzycielskie. Ja mam jeszcze tę cechę, że udaje mi się marzenia zrealizować.

Sporo zamieszania narobiła inicjatywa zagospodarowania sąsiadującego z kierowaną przez pana szkołą budynku Domu Ludowego w Woli Mieleckiej. Niektórzy posądzają pana nawet o niecne zamiary.

Nie ukrywam, że chciałbym wykorzystać ten budynek, głównie pod uzupełniające funkcje szkoły. Szkoła jest coraz liczniejsza. Jest 19 oddziałów, a mamy 17 klas lekcyjnych dużych i dwie małe salki do fakultatywnych zajęć językowych. Brakuje nam dwóch sal i gdyby nie to, że młodzież wychodzi na zajęcia wychowania fizycznego, to trzeba by było uruchomić drugą zmianę. Proponowałem urządzić tam bibliotekę, to znaczy przenieść naszą szkolną bibliotekę, która funkcjonuje w szkole łącznie z biblioteką publiczną, do pomieszczenia w Domu Ludowym, które jest większe, bardziej przestronne, aby popołudniami nie tylko uczniowie, ale również i rodzice mogli przychodzić po książki. Marzę o tym, by mieć w szkole salę do zajęć techniczno-plastycznych. Wszystkie nasze sale są przeznaczone pod typową dydaktykę, a ta jedna musi być inna. Niestety, w szkole nie ma na to miejsca. Nasza szkoła nie ma też sali widowiskowej, auli. A w Domu Ludowym jest sala na ponad dwieście osób ze sceną, z podwyższeniem. Przeznaczenie tej sali tylko na przyjęcia weselne jest smutne i — według mnie - sprzeczne z celami, dla których kapituła europejska dała pieniądze na ten lokal.

Wysłał pan do wójta i przewodniczącego gminy pismo, propozycję wykorzystania budynku Domu Ludowego, blisko dwa miesiące temu, 7 marca. W jakiej fazie jest sprawa? Czy są już jakieś decyzje?

Póki co, nie mam żadnej formalnej odpowiedzi i wiem tylko tyle, że opinia rady sołeckiej jest pozytywna. W swoim piśmie proponowałem urządzić tam również przedszkole. Mielec ma przedszkola tylko dla swoich podatników i nie ma mowy, żeby mieszkańcy Woli Mieleckiej otrzymali w nich miejsca. A Wola Mielecka to jest teraz zaplecze miasta. To nie jest już wieś rolnicza. Gdy się tu osiedlałem 26 lat temu, to w zasadzie władzę w tej wsi stanowili starzy mieszkańcy— rolnicy. Było kilka rodzin zasłużonych dla Woli Mieleckiej, które sprawowały tutaj władzę. Obserwuję zmiany, jakie nastąpiły przez te ćwierć wieku. Funkcja rolnicza jest w zaniku. W radzie sołeckiej są przede wszystkim ci, którzy się tu osiedlili, jak ja, a więc mają inne potrzeby, głównie w zakresie infrastruktury edukacyjnej, kulturalnej. Chciałbym mieszkańcom wyjść naprzeciw. Od lat ludzie pytają o przedszkole. Nie mam możliwości, by przedszkole urządzić w szkole. Zaproponowałem, aby to było przedszkole niepubliczne, utworzone pod zarządem SIL „Przedwisłocze". Mamy w statucie taką funkcję jak prowadzenie niepublicznych placówek oświatowo-edukacyjnych. I wtedy gmina pokrywałaby do 70 procent kosztów, a nie 100 procent, jak to jest w normalnych przedszkolach. Drugim moim marzeniem jest utworzenie świetlicy przyszkolnej w tym budynku, co. jest związane z przedszkolem i ze szkołą. Ta świetlica również mogłaby być placówką niepubliczną, a nawet komercyjną.

Co powstrzymuje urząd przed przyjęciem tej propozycji?
Tego nie wiem, ale mam na dzieję, że moja inicjatywa wygra z jakimś niezrozumiałym, nie tylko dla mnie, oporem. W swym piśmie zawarłem koncepcję finansowania na wzór funkcjonowania pasażu mieleckiego, bez wyłączania kompetencji gminy. Gmina, jako organ prowadzący dla tego lokalu, może, jak najbardziej, wypełniać swoje funkcje, natomiast zarząd, składający się z przedstawicieli użytkowników, powoływałby administratora, który byłby menedżerem tego lokalu i uruchamiał w nim wszelkie możliwe funkcje komercyjne, ale funkcje na rzecz społeczeństwa, a więc przedszkole, świetlicę, klub dla młodzieży w godzinach popołudniowych i wieczornych. Ja nie chcę nic za darmo. Szkoła ma budżet i jak będzie korzystać z powierzchni biblioteki, to ja będę proporcjonalnie za tę powierzchnię przekazywać pieniążki administratorowi lokalu. Za przedszkole tak samo. Gdyby administrator tak wypełniał swoją rolę, to jest szansa, by ten lokal w przyszłości samofinansował się i przynosił zyski. W obecnym kształcie jest tylko i wyłącznie na utrzymaniu gminy, podatników.

Jest pan prezesem Stowarzyszenia Inicjatyw Lokalnych „Przedwisłocze". Czy może się już pan pochwalić jakimiś sukcesami?
Zaczynamy dopiero funkcjonować. Formalnie zostaliśmy zarejestrowani w Krajowym Rejestrze Sądowym 16. marca. Zakończyliśmy etap rejestracji, zakładania konta, uzyskania NIP-u, REGONU, pieczęci i złożyliśmy już dwa pierwsze tzw. miękkie projekty do starostwa, w zakresie kultury i kultury fizycznej. Mamy ambicję pisać projekty twarde, inwestycyjne, ale też miękkie lecz duże typu powołanie przedszkola niepublicznego. Unia Europejska ma duże pieniądze na wychowanie przedszkolne, a Wola Mielecka to biała plama pod tym względem. Może więc uda się ściągnąć te pieniądze właśnie do nas.

W swoim statucie macie zapisane wszystko, co tylko możliwe, łącznie ze stosunkami międzynarodowymi...
Ale ja sobie to tak wyobrażam (śmiech). I wcale nie jest to zapis na wyrost. Działacze stowarzyszenia mają namiary na podobną, typowo pozarządową placówkę w Niemczech i przygotowujemy się do współpracy. Powiem ciekawostkę. Ostatnio byłem na szkoleniu organizowanym przez urząd marszałkowski z zakresu pozyskiwania funduszy strukturalnych i prowadzący szkolenie powiedział, że przeciętny Duńczyk należy do 12 organizacji pozarządowych. Czyli przed naszym stowarzyszeniem, przed Polakami jest przyszłość.
Kto może zapisać się do stowarzyszenia?
Ludzie pytają się mnie, co to za stowarzyszenie, czy można się do niego zapisać. Ja odpowiadam, że nie tyle zapisać, co wyjść z inicjatywą, przyjść, zapytać, w jaki sposób zdobyć pieniądze na dane przedsięwzięcie. Mamy zadanie — przekazać informację, która kapituła, organizacja ma pieniądze na ten cel i stworzyć możliwości doradztwa w zakresie przygotowania projektu, a później sprawdzić ten projekt pod względem formalnym, merytorycznym, aby miał rację bytu i realizacji. To są nasze zadania.


Czy stowarzyszenie ma własne plany, projekty?
Tak, oczywiście. Ale przede wszystkim chcemy zorganizować duże spotkanie, jakiego jeszcze nie było, na kilkaset osób, w auli Domu Ludowego. Zaprosimy poprzez sołtysów i działaczy naszego stowarzyszenia mieszkańców, którzy mają różne inicjatywy — w Rzędzianowicach, Podleszanach, Goleszowie, Książnicach, Bożej Woli, Rydzowie i w Woli Mieleckiej. Powiemy sobie: my na tej sali jesteśmy stowarzyszeniem ludzi z inicjatywą i przekażemy bardzo jasno, jakie są nasze zadania, co robimy, które projekty są już na etapie rozpatrywania przez np. starostwo, jakie są potrzeby poszczególnych miejscowości i jak do nas dotrzeć, nawiązać współpracę. Bo jeśli nie będziemy mieć zaplecza kapitału ludzi z inicjatywami, to stowarzyszenie nie przetrwa. Domu Ludowego nie nazywam remizą, bo słowo remiza źle mi się kojarzy. Uważam, że to powinien być klasyczny dom ludowy, nastawiony szczególnie prospołecznie, otwarty dla wszystkich organizacji. Czy się komuś to podoba, czy nie, rzeczywistość się w tym kierunku rozwija. Dzisiaj mogę nie mieć racji, ale jutro, jestem pewny, będę miał.

Kolega z działu sportowego mówił mi, że jest pan fanatykiem sportu.
W 1981 r. osiedliłem się tutaj, bo dostałem tu pracę i mieszkanie w Domu Nauczyciela. Było tu wtedy boisko sportowe z sosnowymi bramkami, na którym pasły się krowy sąsiadów i barany. Nie było ogrodzenia, to była po prostu łąka. Ponieważ jestem po AWF-ie, problemy bazy sportowej były mi znane, więc Władysław Partyka zaangażował mnie do działalności LZS-u Wola Mielecka i oficjalnie zacząłem trenować zespół 1 marca 1982 r. W tym też roku powstała koncepcja rozwoju koła sportowego. Opracowałem dokumentację stadionu sportowego. Pieniądze pozyskaliśmy z różnych źródeł, ludzie niesamowicie dużo pracowali. Boisko, nawet jak na dzisiejsze standardy, jest fachowo wykonane. Był tu piękny kort tenisowy o nawierzchni ceglastej. Wszystko jednak z czasem uległo zniszczeniu. Dzisiaj planujemy zupełnie inny obiekt, pod współczesne potrzeby. Jest już dokumentacja na boisko o sztucznej nawierzchni o powierzchni 30 na 60 metrów, czy li 1800 metrów kwadratowych, przykryte namiotem. To będzie jeden z największych namiotów na Podkarpaciu.
Czy to są na razie tylko plany?
Nie, już podjęliśmy konkretne działania. Złożyliśmy do gminy wniosek o wydanie warunków zabudowy. Zamówiłem też dokumentację. Budowa przebiegać będzie według nowych technologii, którymi posługuje się w Polsce kilka firm. W niedalekiej przyszłości chcemy zrobić kort o nawierzchni tartanowej oraz boisko do piłki ręcznej o takiej samej nawierzchni, też pod namiotem.

To są szalone koszty. Skąd weźmiecie pieniądze?
Nawierzchnia ze sztucznej trawy kosztować będzie około 300 tys. złotych. Stowarzyszenie musiałoby pokryć 20 procent tej sumy, czyli około 60 tys. złotych i to nie są duże pieniądze. Jest również projekt krytej trybuny, z krzesełkami dla 500 widzów. Takie są wymogi bezpieczeństwa i już od V ligi Okręgowe Związki Piłki Nożnej nie chcą wyrażać zgody na rozgrywanie meczów na boiskach, gdzie można odłamać kawałek ławki i walczyć o swoje racje. Kapitałem mojej szkoły jest to, że mamy dwa hektary terenów zielonych pod potrzeby szkoły. To się nieczęsto zdarza. Jest bardzo mało powierzchni zabetonowanej. Mamy tu też miejsce na basen i myślę, że jego budowa za jakiś czas stanie się całkiem realna. Pieniądze na takie cele są w Unii, tylko trzeba je pozyskać, a to wcale nie jest takie trudne.

Czy jest pan jeszcze trenerem?
Od dwóch lat już nie. Teraz jestem wiceprezesem klubu Start Wola Mielecka. Ale nie bawię się w działacza, bo sam nadal czynnie uprawiam sport, biegam, gram w siatkówkę.

Z informacji, jakie zebrałam wynika, że pana szkoła ma interesujące osiągnięcia.
Pracując przez 10 lat w Kuratorium Oświaty poznałem wiele ciekawych inicjatyw. Gdy przyszedłem do tej szkoły, moją ambicją było, by wszystko, co najlepsze przenieść na jej grunt. Przeniosłem program Matematyka 2001. Wprowadziliśmy nauczanie zintegrowane, czyli nauczanie bez dzwonków. Języka angielskiego w klasach I - III uczymy już od 1999 r. Ponadto powstał program komputeryzacji szkoły. W 1997 r. w szkole nie było ani jednego komputera. Dziś mamy ich dwukrotnie więcej niż nauczycieli. Wielu naszych uczniów odnosi sukcesy w konkursach przedmiotowych, interdyscyplinarnych, a także sportowych.

Pokazał mi pan coś, co jest marzeniem wielu dyrektorów szkół - klasę do zajęć multimedialnych, w której zainstalowanych jest 28 komputerów.
Do celów dydaktycznych mamy 22 komputery Macintosh oraz 43 PC. W Unii Europejskiej jest taki wskaźnik - jeden komputer na 10 uczniów, to jest standard. A u nas na 447 uczniów jest 65 komputerów, czyli mamy 1,45 komputera na 10 uczniów. Wszystkie nasze komputery pracują w sieci, w Neostradzie 4000 kB na sekundę, a od tygodnia już dysponujemy urządzeniem DSL, czyli będziemy mieli trzy własne numery IP i w związku z tym przygarniemy wszystkie organizacje działające w Woli Mieleckiej ze swoimi stronami na serwer.

Jest pan też informatykiem.
Nie chwalę się tym, bo jestem i czuję się humanistą, ale studia podyplomowe ukończyłem z informatyki. Uczyłem kiedyś informatyki, teraz doglądam tylko i zabiegam o to, by ta baza była nowoczesna. Cieszę się z Macintoshy, bo dla naszych absolwentów nie będzie kiedyś kłopotliwym pytanie pracodawcy jaki system komputerowy potrafi obsługiwać.
Dziękuję za rozmowę

źródło: Gazeta lokalna Wydarzenia