Za mało zbiorników retencyjnych!!

Intensywne opady i podniesienie wód na południu Polski stały się pretekstem do politycznej dyskusji o tym, ile udało się zrobić od ostatniej powodzi w 2010 roku. Lider PiS punktował zaniedbania rządu dotyczące zabezpieczeń przeciwpowodziowych, minister administracji i cyfryzacji odpowiadał, że w stosunku do sytuacji sprzed czterech lat zmiana jest "fundamentalna". Andrzej Podgórski, wiceprezes Rady Kapitanów Żeglugi twierdzi, że choć przez ostatnie lata inwestowano w ochronę przeciwpowodziową, wciąż jest wiele do zrobienia.

Kilka dni temu Rafał Trzaskowski, minister administracji i cyfryzacji przypomniał, że od 2010 roku wybudowanych zostało 760 km wałów i są one całkowicie zmodernizowane. Lepiej działa także system koordynacji na wypadek zagrożenia, a ewakuacja mieszkańców z zagrożonych terenów przebiega sprawniej. Z kolei Jarosław Kaczyński uważa, że to w planach minister rozwoju regionalnego Grażyny Gęsickiej był „bardzo rozbudowany element ochrony przed powodzią”. Dodał, że „to wszytko zostało usunięte”, więc jeśli dzisiaj coś się stanie, to „wina jest zupełnie oczywista, to jest wina obecnego rządu, osobiście Donalda Tuska i PO”.

Czy jesteśmy lepiej przygotowani do walki z żywiołem? W opinii Andrzeja Podgórskiego, należy budować jak najwięcej niedużych, ale skutecznie działających zbiorników retencyjnych. – Problem w tym, że tzw. organizacje ekologiczne protestują przeciw remontom wałów, hydroelektrowniom, zalewom, tamom, tłumacząc, że negatywnie wpływa to na środowisko. Jednak budowa zbiornika retencyjnego to przekształcenie środowiska leśnego, łąkowego w wodne, tak samo dobre, ale po prostu zamieszkane przez inne organizmy, gatunki zwierząt środowiskiem. Znacznie bardziej radykalną ingerencją jest budowanie dróg czy lotnisk – mówi Podgórski.

Zaznacza, że nie zawsze pozostawianie „porządku naturze” jest bezpieczne, o czym mogli się przekonać w 2009 roku mieszkańcy m.in. Lewina Brzeskiego w woj. opolskim. - Wezbrane wody Nysy Kłodzkiej utworzyły zator z nie uprzątniętych z jej koryta jeszcze od czasu powodzi w 1997 pni i konarów drzew, co stwarzało zagrożenie dla znajdującego się tu mostu kolejowego. Do prawdziwego kuriozum doszło jednak w 2010 roku, gdy zalało część obozu Auschwitz-Birkenau, a wszystko dlatego, że ekolodzy sprzeciwiali się podniesieniu wałów w okolicy. Wójt gminy Oświęcim toczył z nimi spory przez kilka lat – przypomina Podgórski.

Dodaje, że choć w ostatnich latach zbiorników przybywa, ich ilość nie jest imponująca. - Są realizowane latami, co pomnaża koszty inwestycji – z kilkuset milionów do nawet kilku miliardów. Jednym z przykładów ślimaczącego się, kosztownego przedsięwzięcia jest budowany od 1986 roku małopolski zbiornik Świnna Poręba, stanowiący ochronę przeciwpowodziową dolin Skawy i Wisły.

Inną, choć nie bezpośrednio związaną z ochroną przeciwpowodziową inwestycją, jest rozpoczęta w 1997 roku budowa stopnia wodnego Malczyce, mającego ratować żeglugę na Odrze. - Początkowo planowano, że przedsięwzięcie zostanie zrealizowane do 2003 roku i zamknie się w 300 mln zł, a do 2013 już wydano 600 mln. Według nieoficjalnych szacunków koszty wzrosną do miliarda – mówi Podgórski.

Wiceprzewodniczący stowarzyszenia Rady Kapitanów podkreśla, że za rzadko mówi się o tym, a jaki sposób urbanizujemy miejskie tereny. – Zalewamy betonem, szczelnie brukujemy gigantyczne place pod centra handlowe, logistyczne, apartamentowce. W efekcie, pojawia się problem z wsiąkaniem wody opadowej w grunt. Dlatego, przy każdym takim placu lub budynku, powinno się tworzyć zwykłe zbiorniki retencyjne na deszczówkę aby opóźniać jej spływ do rzek, czego zazwyczaj się nie robi. Nikt przecież nie zastanawia się nad długofalowymi, z pozoru nieistotnymi, konsekwencjami hydrologicznymi - mówi.

Nie bez znaczenia jest również fakt, że w procesie „cywilizowania” rzek, wiele obszarów wzdłuż brzegów rzek zostało wydzierżawionych, oddanych na własność samorządom lub innym podmiotom, w grę wchodzą ogromne pieniądze. – Idealnym rozwiązaniem byłoby przywrócenie jednolitego zarządzania obszarem rzecznym, wyznaczenie resortu odpowiedzialnego za podejmowanie decyzji. Myślę jednak, że nie mógłby to być resort środowiska, ponieważ zachodziłby stały konflikt interesów między ochroną środowiska a transportem i gospodarką. Lepszym zarządcą mógłby okazać się minister gospodarki lub infrastruktury – podsumowuje Podgórski.

źródło: wp.pl

Podobne tematy:
- Wisłoka jak Rospuda?